Tak naprawdę chodzi o kupę kasy. Ale co kasa ma wspólnego z tolerancją? I z gradem?
Jezus opowiada fajną przypowieść o gościu, który ma kupę szmalu. Chodzi po porządną gotówkę, a nie jakieś tam papiery czy wirtualne bliki. Wybiera się w podróż. Nie weźmie tego z sobą. Banki – co prawda – są. Ale zajmują się obrotem albo wymianą, a nie przechowywaniem kasy. Więc daje na przechowanie swoim zaufanym: jednemu – pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden. Powstaje zatem pytanie: ile to jest „talent”? Odpowiedź brzmi: dużo.
A dokładnie od około 25 do 35 kilogramów, w przeliczeniu na naszego. Kilogramów srebra. Bo jeśli mówi się w Biblii „sykl”, albo „talent”, a nie wiadomo czego, to wiadomo, że chodzi o srebro. Bo gdyby chodziło o sykl albo talent złota, byłoby powiedziane: „sykl złota” albo „talent złota”.
Dziesięć kilo robi różnicę, ale „talenty” miały różną wielkość w różnych czasach i w różnych rejonach. To, co Jezus ma na myśli w swojej przypowieści, najprawdopodobniej odpowiada 34 kilogramom. Srebra. Ile to jest dzisiaj warte?
Uśredniając ceny srebra – złomu, kruszcu, sztabek i takich tam – można przyjąć, że kilogram kosztuje 3.000 złotych. A więc talent srebra wart jest około 100.000 złotych. Pięć talentów – to pół miliona. Dwa talenty – nieco ponad 200.000. Sporo.
W tym miejscu należy jednak dokonać małej przestrogi. O ile można jako tako przeliczyć wagową wartość, o tyle trudno porównać jego ówczesną siłę nabywczą ze współczesną. Za jeden talent srebra w czasach Jezusa można było nabyć 200 wołów albo 20 koni. Tak, koń był dziesięciokrotnie droższy od wołu, więc nikt nie używał chabety do ciągnięcia pługa, kieratu albo zwózki zboża. Chyba, że dla kaprysu, bo i dziś słyszałem o bogatym rolniku ze stanów, który zamówił sobie Bentleja z szybą między kierowcą a przedziałem pasażerskim, żeby go barany w szyję nie lizały, kiedy z nimi na targ do miasteczka pojedzie.
Nam „talent” kojarzy się przede wszystkim z jakąś wdzięczną, widowiskową, rzadką i twórczą umiejętnością, którą łatwo podziwiamy u innych, jednocześnie jedynie z nadludzkim wysiłkiem odkrywając ją u siebie. Tymczasem… „Talent” pochodzi – przez grekę – od łacińskiego „talentum” i znaczy „ciężar”. Talent nigdy nie był jednostką monetarną. Służył jedynie do odmierzania masy, zresztą nie tylko szlachetnych kruszców. Nie istniał jeszcze żaden system dziesiętny, jakieś tam eSI. Można przyjąć, że podstawową jednostką wagi był „sykl”, odpowiednik naszych niespełna 4 gramów. Sykl dzielił się jeszcze na dwa „beka”. 50 „syklów” tworzyło „mane”, a 3.000 „syklów” dawało nasz „talent”.
Od tego samego łacińskiego „talentum” pochodzi słowo „tolerancja”, która dosłownie oznacza cierpliwe albo wytrwałe znoszenie jakiegoś ciężaru.
W Tradycji chrześcijańskiej „talenty” z przypowieści Jezusa tłumaczy się, jako odpowiednik łaski albo miłości, którą Bóg obdarowuje człowieka. „Zobaczcie, jak wielką miłością obdarzył nas Ojciec” – pisze św. Jan (1 J 3,1). Kojarzenie przypowieściowych „talentów” z uzdolnieniami, zwłaszcza artystycznymi, nie jest może zbyt teologiczne, również piękne i ważne w kontekście czynienia z nich odpowiedniego użytku, dla ogólnego dobra, albo przynajmniej na uciechę ludziom.
W Nowym Testamencie „talent” pojawia się w jeszcze innej przypowieści Jezusa, tym razem o człowieku, który był winien komuś 10.000 talentów (340 ton srebra, czyli około miliard złotych) – Mt 18,23nn. O talencie wspomina też Apokalipsa (Ap 16,21), w kontekście gniewu Bożego, którego skutkiem było zesłanie na ziemię gradu o ciężarze jednego talentu sztuka. Strach się bać.
Ewangelia o talentach (Mt 25, 14-30):
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: „Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.