Rzecz o Świętym Graalu, strzelaniu na wiwat i sposobie na zatrzymanie czasu.
Przez tysiąc lat z okładem chrześcijanie celebrowali Eucharystię i ją spożywali. Aż nagle w kimś urodziło się pragnienie oglądania Hostii. W sumie nie było to jakoś specjalnie nowatorskie. Bo starożytni poganie wierzyli, że patrzenie na ptaki czy krokodyle daje piękno albo siłę. A starotestamentalni Żydzi spoglądając na węża miedzianego, którego Mojżesz wbił na pal, odzyskiwali życie i zdrowie po ukąszeniu jadowitych wężów. Zaczęto najpierw pokazywać relikwie, czyli ciała świętych w całości, albo na raty. Wyciągano je ze skrzyń, urn, nisz i grobowców, wkładano w szklane gabloty. Niech wszyscy widzą. Mniejsze ich cząstki oprawiano w specjalne relikwiarze, które stawiano na ołtarzach, albo urządzano z nimi procesje.
A skoro z ciałem świętego można urządzać takie pokazy, dlaczegóż by nie zrobić czegoś podobnego z Ciałem Pańskim? Najpierw wyszło rozporządzenie stosownych władz kościelnych, że podczas Mszy świętej, zaraz po przeistoczeniu chleba, należy Hostię ukazać wiernym. Wcześniej tego… nie było. A ukazywanie kielicha pojawiło się w ogóle znacznie później. Z tym ukazywaniem Hostii wiążą się nawet dwie jeszcze inne, ciekawe historie. Jeżeli ktoś się zagapił, albo spóźnił na Eucharystię, mógł poprosić kapłana, żeby uniósł i pokazał Hostię jeszcze raz. Natomiast na czas odprawiania Mszy świętej zaczęto zamykać drzwi kościoła, a nawet zasłaniać okna, żeby ukazywanej Hostii nie zobaczyli niewierni, wykluczeni albo pozostający w stanie kar kościelnych.
Wreszcie – podobnie jak relikwie – chciano sobie popatrzeć na Ciało Chrystusa poza Mszą świętą. Nie było jak ukazać konsekrowanej Hostii, więc – póki co – do jej prezentacji używano sprawnie już funkcjonujących relikwiarzy z przeszklonymi pojemnikami. Aż przystosowano je do ukazywania wyłącznie Ciała Chrystusa pod postacią chleba. I tak narodziła się monstrancja. Prezentowano ją nie tylko w kościele, ale również zaczęto obnosić na zewnątrz, zwłaszcza wśród włości, gospodarstw i pól, gdzie towarzyszyła procesjom z modlitwą o urodzaje, płodność i zachowanie dobytku od wszelkiego nieszczęścia.
Sama uroczystość Bożego Ciała wiąże się z objawieniami błogosławionej Julianny z Cornillon, pod wpływem której miejscowy biskup zarządził procesję z Hostią w diecezji w Liege. Podpatrzyli to Niemcy i wkrótce identyczne nabożeństwo mieli u siebie. Wszystko to dział się w połowie XIII wieku.
Co zrobić, kiedy człowiek pobłądzi? Najlepiej jakoś dotrzeć do Wiecznego Miasta. A stąd już łatwo znaleźć drogę powrotną do domu, skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, he, he. W każdym razie szlak, którym do Grobu Świętego Piotra wędrowali pątnicy z Francji i północnej Europy nazywano „Via Francigena”. Skoro jesteśmy przy nazwach warto jeszcze dodać, że pielgrzymów zmierzających do Ziemi Świętej nazywano „Crosario”, do Rzymu – „Romario”, a do Santiago de Copostella – „Peregrinio”, od czego pochodzi termin „peregrynacja” czyli „pielgrzymka” i „pielgrzym”. Podobno z Czech wybrał się jakiś jegomość na pielgrzymkę do Rzymu, żeby mdły żar wiary w sercu swem w wielki płomień rozniecić. W drodze zatrzymał się w niejakim Bolseno, sto kilometrów od Rzymu. I tu, gdy sprawował Eucharystię, wątpiąc w rzeczywistą obecność Chrystusa w postaciach chleba i wina, doświadczył cudu niezwykłego: oto Hostia w jego rękach zaczęła krwawić. Korporał – kwadratową serwetkę, którą rozkłada się na ołtarzu do sprawowania Eucharystii – poplamiony Krwią Pańską, z onej Bolseny przetransportowano do znamienitej katedry w nieodległym Orvieto, gdzie znajduje się do dziś. Sprawą przejął się mocno papież Urban IV, który Boże Ciało nakazał obchodzić w całym Kościele. A dominikańskiego mnicha o sylwetce wołu, czyli Tomka z Akwinu, zmobilizował, żeby ułożył w strofy i rymy odpowiednie teksty, objaśniające tajemnicę Eucharystii, żeby odtąd żaden wierny, a tym bardziej ksiądz, nawet jeśli mieszka w odległych Czechach, nie miał wątpliwości co do istoty Eucharystii. Tych Tomkowych tekstów używa się do dziś. Śpiewana przed Najświętszym Sakramentem pieśń „Przed tak wielkim Sakramentem upadajmy wszyscy wraz” jest, na przykład, fragmentem większej całości jednego z pięciu jego hymnów Eucharystycznych, który zaczyna się od słów „Sław języku tajemnicę Ciała i Najdroższej Krwi.
A w Polsce? W 1285 roku biskup Jakub Świnka nakazał duchownym, aby przygotowali wiernych do oglądania Hostii, ukazywanej podczas Mszy świętej. Taki to szok musiał być dla nich. A my tu narzekamy na ostatni sobór, że księdza twarzą do ludzi odwrócił i zaraz rewolucja wielka.
Boże Ciało jako pierwszy wprowadził biskup Nanker w diecezji krakowskiej. Kazał obnosić Hostię w procesji. Zarządził, że ma jej towarzyszyć modlitwa wiernych i dawanie jałmużny ubogim. Zapomniał tylko dodać, że wierni w tym dniu mogą też przyjąć Komunię Świętą. Ale to już drobiazg. Poza tym wpatrywanie się w Hostię uważano przez jakiś czas nawet za ważniejsze i bardziej wartościowe, niż przyjmowanie Komunii świętej.
O Komunii przy okazji Bożego Ciała wspomniał dopiero na początku XVII wieku inny biskup krakowski Bernard Maciejowski herbu Ciołek. W tym czasie procesje Bożego Ciała traktowano jako triumf wiary katolickiej nad wszelkimi odrzucającymi wiarę w Eucharystyczną obecność Jezusa herezjami. Członkowie poszczególnych cechów rzemieślniczych toczyli spory, z których niejeden zakończył się guzem lub wybitym zębem, o to, kto będzie niósł baldachim w procesji. A wojsko, które chętnie włączało się w te Eucharystyczne manifestacje, uświetniało je strzelaniem na wiwat z moździerzów, czego później zakazał biskup sufragan krakowski Józef Olechowski (bez herbu, bo był synem mieszczańskim), tłumacząc, iż owo strzelanie z armatek, moździerzy, ręcznej strzelby itp. przy kościołach świeckich i zakonnych nieraz najszkodliwszych pożarów, skaleczeń i innych niebezpieczeństw stało się przyczyną. A strzelano nie tylko na Boże Ciało, ale również w czas Rezurekcji wielkanocnej i podczas odpustów wszelakich.
Ludziska radzi patrzyli nie tylko na relikwie i Ciało Pańskie, ale również na obrazy. Kiedy ktoś z rana spojrzał na obraz świętego Krzysztofa – utrzymywano – zapewne nie umrze bez ostatniego namaszczenia i wiatyku. Inni podobne właściwości przypisywali konterfektowi świętej Barbary. W końcu zapatrywanie się w święte wizerunki zaczęło przybierać tak karykaturalne tudzież niezdrowie rozmiary, iż – z obawy o cześć dla nich z bałwochwalstwem graniczącą – proceder ów odpowiednimi zarządzeniami kościelnymi ukrócono.
Owocem gorącego pragnienia, by wpatrywać się w Hostię, jest praktyka adoracji Najświętszego Sakramentu. Do nawiedzenia kościołów w celu adoracji (visitatio Sanctissimi) zachęcali przede wszystkim cystersi – ci sami, którzy puścili w obieg legendę o Świętym Graalu. Sekundowali im franciszkanie. Już w XIII wieku istniało przekonanie, że wpatrywanie się w Hostię sprawia, iż czas przestaje płynąć. A więc człowiek adorujący Ciało Pańskie natenczas nie starzeje się…