Rzecz o apostole, brzuchu, czapce, wiosennym ptaku, straży leśnej, tudzież orężu rzymskich legionów.
Świętych przedstawianych w rzeźbie lub na obrazie można zwyczajnie podpisać. I wiadomo, o kogo chodzi. Ale w dawnych czasach raczej powszechnego analfabetyzmu jako podpisów używano przedmiotów, kojarzonych z daną postacią. Świętych łatwiej rozpoznać zatem po określonych atrybutach: mieczu, krzyżu, lasce, kwiatach, przedmiotach codziennego użytku. Problem w tym, że wiele z nich powtarza się, przypisanych do kilku świętych równocześnie. Bywa też, że dany święty przedstawiany jest z różnymi atrybutami. Wówczas sytuacja nieco się gmatwa.
Weźmy na przykład Macieja – jednego z 72 uczniów Jezusa, który po Jego wstąpieniu do nieba, drogą losowania został wybrany do grona Dwunastu, by uzupełnić kworum niepełne po samobójczej śmierci Judasza. Relikwie Macieja miała odnaleźć św. Helena – matka cesarza Konstantyna, ta sama, która w Jerozolimie odnalazła krzyż Chrystusa. Przywiózłszy szczątki apostoła do Europy, podarowała je zacnemu miastu Trewir, gdzie wokół grobu Macieja wyrosło dostojne opactwo. W ten sposób Maciej jest najdalej na północ pochowanym apostołem, jedynym, który spoczywa za Alpami. W ten sposób stał się świętym niezwykle popularnym w Niemczech, a stamtąd żywe zainteresowanie jego osobą dotarło także do nas. Maćki występują w „Panu Tadeuszu”, „Chłopach”, „Krzyżakach” oraz w „Popiele i diamencie”.
W Niemczech atrybutem Macieja jest topór. To pokłosie legendy, która mówi, że Maciej został ukamienowany w Jerozolimie jako heretyk. Jego rodacy mieli dopuścić się wymierzenia samosądu. A ponieważ prawo rzymskie, któremu podlegali, zabraniało Żydom samodzielnie ferować wyroku śmierci, znalazł się jakiś rzymski legionista, który – gdy Maciej powalony gradem kamieni dogorywał już prawie – podbiegł i toporem dokonał dekapitacji apostoła – odrąbał jego głowę. We Włoszech podobna legenda utrzymuje, że legionista użył do dobicia Macieja nie topora, a włóczni. Wobec czego na południe od Alp Macieja przedstawia się najczęściej jako trzymającego nie topór, ale włócznie. Często trzyma również księgę albo zwój Ewangelii, którą głosił – jak chce kolejna legenda – nawet na rubieżach Słowian.
I mamy jeszcze bociana, na którego onegdaj wołało się „Maciek”. Dlaczego? Bo Macieja Apostoła obchodzono onegdaj 24 lutego. Stąd nawet wzięło się powiedzenie „Święty Maciej zimę traci albo ją bogaci”, tudzież „Na świętego Macieja rychła wiosny nadzieja”. Jak w sam raz bowiem świętego Macieja wspominało się na koniec zimy. Bywał również – podobnie jak i dziś – że na koniec lutego, na świętego Macieja, pojawiały się nad Wisłą pierwsze bociany. Ich powrót do ciepłych krajów związany jest z innym apostołem – Bartłomiejem. Na jego święto bociany sejmikują i zbierają się do gromadnej ucieczki przed zimą w ciepłe świata strony.
Poza tym Maciek kojarzył się u nas z… tuszą. „Maćkiem” nazywano „mięsień piwny” czyli opasły brzuch. O chłopcach i panach pucołowatych, z brzuszkiem, mówiło się bardziej z sympatią, niż obraźliwie, że to Maćki takie. Mianem „Maćka” określano także chłopów, czasami nawet używając imienia apostoła na opisanie ludzi grubiańskich i prostackich. „Maciejówką” zwano chłopskie nakrycie głowy – suknianą czapkę ze sztywnym daszkiem, następnie przejętą przez Legiony i samego Piłsudskiego, która po odzyskaniu niepodległości nie przyjęła się jednak, ustępując miejsca rogatywce. Dziś „Maciejówki” noszą jedynie do munduru wyjściowego funkcjonariusze straży leśnej.