Na ambonę wywlekliśmy dziś z Leszkiem graffiti. W oceanie bazgrołów i wulgaryzmów można tutaj czasem wyłowić jakąś perełkę.
Moja była taka: w takim dniu, jak dziś, Kolumb wyruszył na odkrycie Ameryki, a ty co dziś zrobiłeś? I zaczęliśmy rozmowę o tym, jak Jezus wysyła uczniów. Wysyła – w oryginale jest greckie słowo „apesteilen” (tak, od niego pochodzi „apostoł”), które można tłumaczyć także jako „wypchnął”, „odwrócił” albo „oddalił”. Rzecz w tym, żeby się zebrać, zmobilizować, być w drodze, codziennie o krok dalej. Żeby każdego dnia wyruszyć na odkrycie kolejnej Ameryki: czegoś doświadczyć, nauczyć się. Żeby jutro być lepiej, mądrzej, dalej. I żeby nie było tak – uciął mój kolega – jak piszą w innym graffiti: z powodu braku zainteresowania jutra nie będzie…
A żeby nie poprzestać na naściennych bazgrołach nasz dialog został uszlachetniony pielgrzymującym Norwidem:
…dom mój ruchomy,
Z wielblądziej skóry…
Przecież ja aż w nieba łonie trwam,
Gdy ono duszę mą porywa
Jak piramidę!
Przecież i ja ziemi tyle mam,
Ile jej stopa ma pokrywa,
Dopókąd idę!…