Tę szarą fotografię zdjęto 55 lat temu. W tle stoi mój dziadek.
Ten przystojniak w okularach poniżej – to ja. Moszczę się na kolanach cioci Wandy. Ciocia Wanda była pielęgniarką – instrumentariuszką na bloku chirurgicznym – przed wojną we Lwowie a po wojnie we Wrocławiu (dokąd przewieziono ją z całym szpitalem, blokiem operacyjnym i resztą Lwowa pociągiem towarowym).
Zaś obok niej siedzi w eleganckiej fryzurze i lekkiej sukience następna siostra dziadka – ciocia Mila. Przyjechała tego lata ze Stanów żeby w Polsce wydać za mąż i wyweselić córkę swą. I żeby mnie uraczyć całym kartonikiem amerykańskiej gumy do żucia Wrigleya, która robiła przeciąg w ustach (luft w pysku – jak mówią na Śląsku).
A to kolorowe zdjęcie obok, to… też ciocia Mila. Zdjęcie przysłał mi wczoraj kuzyn Edward. Pojechał do cioci Mili do Chicago na urodziny.
Dziadek i ciocia Wanda pomarli. A ciocia Mila żyje i wygląda ślicznie. Zgadniecie ile ma lat? Dobra, zgadliście: 105. Napiszę to wielkimi literami: STO PIĘĆ. I co Wy na to?
Ciociu: ja już nigdy nikomu na urodziny nie zaśpiewam „Sto lat”. Po co stawiać granice Bożej Opatrznosci? A tobie życzę: Happy Birthday!