Nowy Rok ’23 przywitał nas temperaturą sięgająca 20 stopni.
Jakiś czas później synoptycy ostrzegali, że czeka nas upalne lato, a cyfra „30” na termometrze będzie tą, która wygrywa.
Najświeższa prognoza straszy, że 27 lipca nad ranem słupek rtęci może nie sięgnąć „10”, a w górach poprószy coś białego, czego nazwy nikt o tej porze roku nie powinien pamiętać. I w ten sposób doczekaliśmy roku, kiedy pierwszego stycznia było cieplej, niż 26 lipca. Taki trochę neurologiczny problem: półkule nam się pomieszały. Dlatego „człowiek myśli, Pambóg kryśli” – mówią górale. A pewien gazda, gdy go turyści pytali, czy nazajutrz będzie ładna pogoda, uspokajał:
– Będzie pienknie. No chyba zeby loło…
A mnie się przypomniał dowcip letnio-zimowy. Dwaj wędkarze moczą kije. Wtem pojawia się motorówka i ciągnie narciarza wodnego. Na wysokości wędkarzy zrywa się sznurek, co go narciarz trzymał i chłop znika pod wodą. Wędkarze rzucają się na ratunek. Wyciągają biedaka. Nie daje oznak życia, więc robią mu sztuczne oddychanie metodą usta-usta: pół godziny i nic. Stają nad nim, drapią się po głowie. W końcu jeden mówi:
– Coś mi tu nie pasuje. Bo gość, który wpadł do wody miał na nogach narty. A ten, popatrz, ma łyżwy…