1 listopada: skąd się biorą święci?

Pierwszą wytwórnią świętych były areny starożytnych cyrków rzymskich.

Każdy, kto z powodu przyjętego chrztu i wyznawanej wiary poniósł śmierć, uznawany był za świętego. Obywało się bez procesów, gromadzenia dokumentów i świadectw. Kanonizacja polegała na wyznaczeniu daty „pamiątki” – jak wówczas mówiono – męczeństwa i przypilnowaniu jej obchodów, co było obowiązkiem biskupa. Pierwszymi świętymi byli wyłącznie męczennicy. Jeśli udało się im urządzić pochówek, na ich grobach budowano później kościoły.

Kiedy na początku IV wieku ustały prześladowania, ktoś pomyślał tak:
– Spisywaliśmy imiona męczenników w miarę na bieżąco. Ale na pewno nie wszystkich. Więc tych niespisanych też trzeba uznać za świętych.
I w ten sposób narodziło się święto Wszystkich Świętych, czyli zbawionych – nieznanych z imienia, ale poprzez męczeństwo cieszących się niebem. Wszystkich świętych męczenników wspominano w różnych częściach ówczesnego świata albo w piątek po Wielkanocy, albo w pierwszą niedzielę po Zielonych Świątkach albo 13 maja.

Dlaczego 1 listopada? Chrześcijaństwo czerpało zrazu pełnymi garściami z tradycji rzymskich. Nawet Panteon – pochodzącą z II wieku rzymską świątynię ku czci wszystkich bóstw – „ochrzczono” w VII wieku i poświęcono Maryi i Wszystkim Męczennikom (Wszystkim Świętym). Kiedy już udało się schrystianizować większość rzymskich zwyczajów, na tapetę wzięto tradycje galijskie, germańskie i celtyckie.

Było takie święto Samhain – na zakończenie sezonu żniw i rozpoczęcie zimy – poświęcone zmarłym. Obchodzono je 1 listopada – w połowie między wrześniową równonocą i grudniowym przesileniem zimowym. Pogańskie zrazu święto schrystianizowali mnisi irlandzcy – odnosząc do zmarłych w opinii świętości. Tradycje były na tyle mocne, że na początku IX wieku papież Grzegorz IV nakazał Ludwikowi Pobożnemu w całym Imperium Karolińskim obchodzić dzień Wszystkich Świętych 1 listopada.

Mniej więcej w tym samym czasie mnisi – benedyktyni, a zaraz po nich cystersi i kartuzi – zaczęli modlić się za zmarłych współbraci, w jednym dniu wspominając ich wszystkich. A ponieważ mieli nadzieję, że zmarli, jeśli nie są święci, to w każdym razie do świętych im blisko, połączyli ze sobą obie okoliczności, na dzień zmarłych obierając 2 listopada. I tak, oba święta trwają w bliskości aż do dziś (polecam lekturę „Złotej gałęzi” Jamesa Frazera).