26. tydzień zwykły – wtorek 28 września
Łk 9,51-56: Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.
Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”
Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.
Opowiadał znajomy taką historię:
Co roku w pierwszą sobotę września robimy rodzinne prażone: pieczenie pokrojonych w plasterki ziemniaków z kawałkami boczku i cebulą, w żeliwnym garnku, wyłożonym liśćmi kapusty – oczywiście na ognisku rozpalonym w ogrodzie, pod gołym niebem. Co roku zapraszamy też naszą ciocię, która mieszka dwie przecznice dalej. Tylko raz nie zaprosiliśmy jej wcześniej. Zapomnieliśmy. Dopiero przed rozpaleniem ogniska kiedy żona spytała o nią, wskoczyłem do samochodu, żeby przywieźć ciocię.
– Za późno – powiedziała z przekąsem, kiedy stałem nieporadny w drzwiach jej domu. – Już modliłam się, żeby deszcz zepsuł wam całą zabawę.
Jesteśmy suflerami Pana Boga, podsuwamy mu podpowiedzi, co ma zrobić, zwłaszcza z grzesznikami, jak ich ukarać, z jaką surowością potraktować, jakim ogniem wypalić. Panie Boże, proszę cię, Ty – podobnie jak apostołów, którzy chcą zesłać gromy na Samarię – nigdy nie traktuj nas tak do końca poważnie.