„Lolita” mówiono niegdyś na niewiasty niezbyt ciężkich obyczajów (ot, weźmy na przykład takiego Nabokova…).
Tymczasem Lolita, podobnie jak Lola, to zdrobnienia hiszpańskiego imienia Dolores. A to znowu pochodzi od łacińskiego „Dolorosa” – tytułu Matki Boskiej, nawiązujacego do jej obecności podczas męki i śmierci Jezusa („dolor” to po łacinie „ból”).
Tak przedstawia się hiszpańską Dolores: ubrana na czarno Madonna z robótką. Meksykańska Dolores na stojąco.
Hiszpanie ze wszystkiego pobożnego potrafią zrobić imię. Na przykład z postumentu, ma którymś w jednym z najstarszych sanktuariów stoi figurka Madonny. Ta kolumna, to „pilar” – słowo, które też stało się imieniem (ot, weźmy na przykład takiego Hemingwaya).
Najsłynniejsza Bolesna Madonna: w Bazylice św. Piotra w Rzymie, zaraz przy wejściu po prawej. Zdjecie z krzyża – to przedostatnia boleść Maryi.
Tak więc w kręgach hiszpańskojęzycznych od zawsze były imiona pochodzące od tytułów Maryi: Dolores (Bolesna), Pilar (ta kolumna od figury cudownej), Concepcion (Poczęcie), Assuncion (Wniebowzięcie), Encarnacion (Wcielenie), Inmaculada (Niepokalana). My do połowy XX wieku nie śmieliśmy nawet używać imienia Maria. Były Marysie, Marysieńki, Marynie a w księgach metrykalnych wielebni oficjalnie zapisywali „Maryanna”, nie inaczej. Co kraj, to obyczaj.
Maryja omdlewajaca z bólu i rozpaczy, podtrzymywana przez Jana Apostoła. Scena urosła w tradycji, choć Ewangelia nie wspomina o tego rodzaju teatralnych zdarzeniach, ukazując Maryję jako biblijną Dzielną Niewiastę ( Prz 31,10nn). Złożenie do grobu jest zwieńczeniem boleści Maryi. To już we Włoszech: opłakujaca Madonna.