Gwizdanie

Pewien suchar traktuje o Jasiu, który wrócił z podwórka do domu.

Pytają go, dlaczego trzy palce ma brudne, a on, że bawił się w piaskownicy. Więc znów pada pytanie, dlaczego kolejne dwa palce są czyste, coś Jaś objaśnia tym, iż gwizdał na psa…

Gwizdanie jest pewnie starszą formą komunikacji niż mowa. Pierwotny człowiek podsłuchiwał i podpatrywał naturę, być może gwizdać nauczył się od ptaków – nie tylko dla przyjemności, ale również, by – jak one – ostrzec przed niebezpieczeństwem albo przywołać towarzyszy. Instrumenty do gwizdania posiada każdy. Piszę w liczbie mnogiej, gdyż dla przemiany powietrza wyciskanego z płuc w donośny świst można użyć zębów, języka oraz dwóch lub więcej palców, o gwizdkach, gwizdawkach czy choćby źdźbłach odpowiednio naciętych nie wspominając.

Gwizdanie kilkanaście razy pojawia się w Biblii, głównie u proroków. Gwizdanie jest najczęściej znakiem pogardy, szyderstwa lub grozy (1 Krl 9,8; Jr 19,8; Jr 49,17; Jr 50,13; Ez 27,36; So 2,16). Sam Pan Bóg ma gwizdaniem przywoływać najeźdźców z Asyrii (Iz 5,25) albo muchy i pszczoły z okazji nadejścia Emmanuela (Iz 7,18). Moim ulubionym cytatem biblijnym o gwizdaniu jest wyjątek z mędrca Syracha: „Leniwiec przyrównany będzie do obłoconego kamienia, a każdy zagwiżdże nad jego hańbą. Leniwiec przyrównany będzie do krowiego nawozu, każdy, kto go podniesie, otrząśnie rękę… (Syr 22,1-2).

Dzisiaj gwizdanie jest niejednoznaczne. Rzadziej oznacza podziw lub uznanie. Gwiżdże się na koncertach, przy owacjach i toastach. Ale z wygwizdaniem musi się liczyć lichy aktor, niepopularny polityk, ktoś kto zawiódł zaufanie albo jest nielubiany. O ile „gwizdać” oznacza dosłownie dobywanie charakterystycznego dźwięku, o tyle „gwizdnąć” może odnosić się zarówno do kradzieży jak i zadania komuś dotkliwego ciosu. „Gwizdać na coś” to tyle, co nie liczyć się z tym czymś lub kimś.

W niektórych kręgach istnieje obawa, że gwizdanie może obudzić licho (a gdy licho nie śpi, koniec z nami), sprowadzić zły omen, przywołać duchy, siły nieczyste albo złodziei. Więc upomina się dzieci i dorosłych, by nie gwizdali. Bywa, że gwizdanie uchodzi za znak złego wychowania. Skądinąd w pierwszej połowie XX wieku zyskał na popularności gwizd artystyczny – sceniczny i filmowy. Wikipedia wymienia aż słynnych, wielkich 39 whistlerek i whistlerów (gwizdaczek i gwizdaczy), nie licząc Kuby Whistlera, który nie tyle gwizdał, co malował, zwłaszcza swoją matkę.

Tymczasem moja mama, mieszkając jeszcze w domu z ogródkiem, trzymała istny zwierzyniec, w tym dwie papugi nierozłączki i trzy psy (o reszcie nie wspomnę). Latem papugi klatkowały w ganku. W porze obiadu mama stawała w drzwiach i przywoływała hasające psy do michy – oczywiście gwiżdżąc. Mamine gwizdanie podsłuchały papugi, zakodowały w dziobatych łbach i używały w międzyptasich kłótniach. Psy słysząc charakterystyczne gwizdanie, nieważne że papuzie, przybiegały do miski, której pustość ogłaszały światu zgiełkliwym szczekaniem. Zaraz też kot zaczynał drzeć japę, a świnka morska – popiskiwać, robił się rwetes, bajzel i ogólna masakra, zwłaszcza że na koniec wkraczała do akcji mama i robiła porządek z towarzystwem w sposób nieodwołalnie skuteczny. Aż do momentu, kiedy papugi znów zaczynały się kłócić…

[foto z sieci]