1. tydzień zwykły

Minihomilie na 1. tydzień okresu zwykłego.

Poniedziałek

Mk 1,14-20
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.
Przechodząc brzegiem Jeziora Galilejskiego ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
Idąc nieco dalej ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Statek pasażerski z Tokyo zawija do portu w Nowym Jorku. Kiedy po trapie schodzi na ląd gwiazda piosenki estradowej, która przez dwa tygodnie koncertowała w Kraju Kwitnącej Wiśni, na nadbrzeżu witają ja wiwatujące tłumy. Tuż za nią postępuje misjonarz, który w Japonii przepracował ostatnie trzydzieści lat. Na niego nikt nie czeka.
– Panie, to niesprawiedliwe! – wzdycha w sercu. I od razu słyszy głos Pana:
– Nie przejmuj się. Ona jest już w swoim prawdziwym domu, a ty jeszcze nie…

W historii powołania apostołów szczególnie zastanawiający jest zwrot „zostawili wszystko”. Zostawić dla Jezus wszystko, oznacza uświadomić sobie lokalizację prawdziwego domu – niezniszczalnego, wiecznego, przy wejściu do którego będzie nas witać radość i spontaniczny entuzjazm samego Boga.


Wtorek

Mk 1,21-28
W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chczesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

Pewien człowiek długie godziny spędzał na modlitwie. Pewnego razu, przerywając zwykły potok pobożnych słów, żachnął się:
– Mam wrażenie, że nic do mnie nie mówisz, Panie.
– A ja mam wrażenie, że ty tylko mówisz i w ogóle mnie nie słuchasz! – odpowiedział mu natychmiast Pan Bóg.

Pozwól Panu Bogu działać, zacznij słuchać, a On ci odpowie. Modlitwa potrzebuje spokoju. Kiedy na modlitwie umiesz mówić, jesteś dopiero na początku drogi do Boga. Kiedy umiesz milczeć i milcząc – słuchać – jesteś znacznie bliżej Niego.


Środa

Mk 1,29-39
Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”.
Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Spotkało się dwóch hodowców róż. Pierwszy z nich trzyma je w zamkniętym, sterylnym ogrodzie, do którego niechętnie wpuszcza nawet przyjaciół, nikomu nie pozwala ich dotknąć. Drugiego ogród jest otwarty, a on sam chętnie rozdaje kwiaty każdemu, kto go odwiedzi.
– Jak możesz tak marnotrawić swoją hodowlę? – dziwi się pierwszy. – Raczej tak jak ja powinieneś w nagrodę za swój trud sam napawać się ich widokiem i zapachem…
– A wiesz, że ja właśnie dla zapachu rozdaję moje róże?
– Jak to?
– Bo róże wydają piękną woń w ogrodzie i na stole. Ale najpiękniejszy zapach pozostawiają na dłoniach tych, którzy ofiarują je innym…

Jakże pachną dłonie Jezusa, nie zamknięte dla siebie, ale wciąż otwarte dla ubogich, którym niosą uzdrowienie i radość. Otwórz dłonie. By ci nie zatęchły.


Czwartek

Mk 1,40-45
Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

Umarł minister. Król ogłosił konkurs na jego następcę. Zgłosiło się wielu chętnych. Mieli do wykonania zadanie: trzeba było otworzyć ciężkie, opatrzone solidnym zamkiem drzwi. Zaglądali do środka, grzebali w nim drutami i przypadkowymi kluczami. Bezskutecznie. Wreszcie przyszedł taki jeden, który ujął klamkę oburącz, nacisnął ja i pchnął drzwi z całych sił, a te otwarły się bez większego trudu, bo zamek, choć solidny, wcale ich nie blokował. Ten też został ministrem.
– Bo odważył się spróbować! – wyjaśnił król zdumionym dworzanom.

Trędowaty też zdał się na najprostszy sposób otwarcia drzwi Jezusowego serca: zwyczajnie upadł na twarz i prosił. I został uzdrowiony, w przeciwieństwie do wielu, stosujących skomplikowanych medykamentów. Dlaczego prosta modlitwa jest taka skuteczna? Bo oznacza, że ktoś się odważył…


Piątek

Mk 2,1-12
Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”.
A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”
Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów rzekł do paralityka: „Mówię ci: «Wstań, weź swoje łoże i idź do domu»”.
On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.

Niewidomy żebrak zarabiał na życie uliczną grą na skrzypcach. Dzięki talentowi i zaradności, nie tylko utrzymał rodzinę, ale jeszcze zebrał całkiem spory mająteczek. Na starość podzielił go między troje z czwórki swoich dzieci. Jedynie najstarszy syn, również niewidomy, nie dostał od ojca ani grosza.
– To niesprawiedliwe, coś zrobił swojemu pierworodnemu! – gorszyli się sąsiedzi.
– Nie obawiajcie się – uspokoił ich. – Ta trójka niczego pożytecznego nie potrafi, więc moje pieniądze pozwolą im nie umrzeć z głodu. A mój pierworodny, choć ociemniały, gra na skrzypcach lepiej ode mnie. Więc on sam sobie w życiu doskonale poradzi i jemu moje pieniądze nie są potrzebne.

Jezus sam wie najlepiej, co komu jest potrzebne. Widać sparaliżowany bardziej potrzebuje czystego sumienia, niż atletycznie sprawnych kończyn.
Kiedy się modlisz, nie wyliczaj przed Panem Bogiem, czego chcesz. Mów: daj mi, Panie, to, co mi jest najbardziej potrzebne. Ty sam wiesz najlepiej, co to takiego.


Sobota

Mk 2,13-17
Jezus wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: „Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?”
Jezus usłyszał to i rzekł do nich: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Przyszli do mistrza uczniowie, spierający się o to, co było pierwsze: kura czy jajko. Prosili go, by rozsądził, kto ma rację.
– Kura była pierwsza – udowadniał pierwszy z nich. – Bo gdyby nie było kury, kto zniósłby jajko!
– Masz rację – powiedział mu mistrz.
– A właśnie, że nie – oponował drugi. – Jajko musiało być pierwsze. Z niego wykluła się ta kura! – dowodził drugi.
– Ty też masz rację, dziecko – rozsądził mistrz.
Na to odezwał się trzeci uczeń.
– Mistrzu, ależ to jest tego rodzaju spór, iż żadną miarą oni obaj nie mogą mieć równocześnie racji!
– I ty też masz rację, moje dziecko – westchnął mistrz.

Mateusz pobiera opłaty celne – to zgodne z prawem i słuszne. Jezus powołuje go do grona apostołów – to także słuszne. Obserwujący to faryzeusze gorszą się obcowaniem Jezusa z celnikami. I to także jest na swój sposób słuszne. A kto powiedział, że Miłosierdzie Boże musi być wolne od paradoksów?