Adwentowe historie: ŚWIECE

Jest ich w sumie pięć. A rzecz ujmując historycznie, trzeba do nich doliczyć kolejne siedem. Albo i więcej.

Adwent świeczkami stoi. Najpierw pojedynczą, białą świecą, zwaną „Roratką”. To najczęściej dość spora świeca, czasami niewiele tylko mniejsza od Paschału. Niemal zawsze z jakimś błękitnym czy niebieskim akcentem. Jest symbolem Maryi, Matki Jezusa. Zapala się ją na czas Rorat, czyli adwentowej Mszy o Matce Bożej. Nieraz bywa, że kapłan wnosi ją w procesji wejścia, na początku liturgii i ustawia na osobno stojącym świeczniku. W żadnym wypadku nie powinna znajdować się na ołtarzu, ale gdzieś w pobliżu. I używa się jej tylko podczas Rorat. Podczas innych Mszy świętych w Adwencie już nie.

Kolejne, to cztery świece zapalane w kolejne niedziele Adwentu. Umieszcza się je na wieńcu adwentowym. Jeżeli go nie ma – nie jest bowiem „obowiązkową” dekoracją naszych kościołów – stawia się je na widocznym miejscu. Pierwotnie – według pomysłu niemieckiego pastora Wiherna – były białe. Zresztą pomysłodawca wieńca adwentowego mocował na nim także mniejsze, czerwone świece w takiej liczbie, jak dni Adwentu w danym roku. Świece Adwentowe zapala się tak: w pierwszą niedzielę – pierwszą świecę, w drugą niedzielę – pierwszą i drugą świecę, w trzecią niedzielę – pierwszą, drugą i trzecią, a w czwartą – wszystkie cztery świece. Robi się to zatem identycznie, jak podczas żydowskiego święta świateł – Chanuki. Upamiętnia ono cudowne odzyskanie i oczyszczenie świątynie w Jerozolimie w 164 r. pne. Znaleziony wówczas dzbanek koszernej oliwy powinien wystarczyć na zapalenie świątynnego świecznika na jeden dzień. Tymczasem oliwy wystarczyło na osiem dni światła, czyli aż do czasu wytworzenia kolejnej porcji koszernego paliwa. Chanukę świętuje się przez osiem dni, zapalając pierwszego dnia – pierwszą świecę, drugiego – pierwszą i drugą, trzeciego – pierwszą, drugą i trzecią i tak dalej. Łącznie przez osiem dni dokonuje się 36 zapaleń świec – tyle, ile światłość wiekuista rozświetlała ziemię. To była światłość stworzona na początku, w pierwszym dniu dzieła Najwyższego. Czwartego dnia Bóg uczynił Słońce, Księżyc i gwiazdy, które rozświetlały odpowiednio dzień i noc. Światłość wiekuista nie była już potrzebna na ziemi, więc Najwyższy, po 36 godzinach (3 dni po 12 godzin każdy, bo noc nie ma „godzin”, ale „straże”) zabrał ją do nieba. Dlatego prosząc o światłość wiekuistą dla zmarłych modlimy się o niebo dla nich. Tak więc świece na wieńcu adwentowym zapala się w ten sam sposób, jak świecznik chanukowy.

Foto: zrobiłem kilka lat temu – w Jerozolimie przed synagogą polskiego rabina mistycznego Jehudy Chasyda, zwanej „Churba” („ruina”) stoi pod pancernym kloszem złota replika świątynnej menory – siedmioramiennego świecznika. Do niego nawiązywał świecznik w krakowskiej katedrze, na którym paliły się świece stanów państwa, poświadczające gotowość na sąd Boży.

Świecznik w świątyni jerozolimskiej miał – na pamiątkę dni stworzenia i szabatu – siedem ramion i płonął siedmiu płomieniami. Onegdaj w naszej tradycji w krakowskiej katedrze na ołtarzu stawiano siedmioramienny świecznik – taki, jak w Jerozolimie. I w pierwszą niedzielę adwentu, przed pierwszą adwentową Mszą, spowiadali się: król, prymas, senator, szlachcic, żołnierz, kupiec i kmieć. A gdy po spowiedzi zaczynała się Msza, stawali kolejno przed odprawiającym ją kapłanem. Ten zadawał im pytanie: „gotowy jesteś na sąd Boży?” a każdy odpowiadał „jestem gotowy” i wręczał księdzu zapaloną świecę. Ów zaś umieszczał ją na przygotowanym wcześniej siedmioramiennym świeczniku. Misterium to odnosiło się do czytanej w pierwszą niedzielę Adwentu Ewangelii o sądzie ostatecznym.

Być może zwyczaj siedmiu świec sięgał XIII wieku i panowania Bolesława Wstydliwego. Wymienia go w opisującym pobożną praktykę wierszu Władysław Syrokomla, wspominając jeszcze o Łokietku i Leszku (Czarnym?), pięknie opisuje kolejne stany państwa:
…A stany państwa szły do ołtarza
I każdy jedną świecę rozżarza.
Król – który berłem potężnym włada,
Prymas – najpierwsza senatu rada,
Senator – świecki opiekun prawa,
Szlachcic – co królów Polsce nadawa,
Żołnierz – co broni swoich współbraci,
Kupiec – co handlem ziomków bogaci,
Chłopek – co z pola, ze krwi i roli
Dla reszty braci chleb ich mozoli…

Dla dociekliwych warto dodać, że mowa tutaj o stanach dawnego państwa, a nie o stanach społecznych. Tych ostatnich też można doliczyć się siedem, a to: król, szlachta, duchowieństwo, mieszczaństwo, chłopi, kozacy rejestrowi i Żydzi. Ale to już inna historia.