14 sierpnia: co zostało po ojcu Kolbe?

14 sierpnia przypada rocznica jego męczeńskiej śmierci. Pozostały po nim pewne, także oświęcimskie pamiątki.

Relikwie, to pamiątki, jakie pozostawili nam po sobie święci. To ich ciała (relikwie bezpośrednie) albo przedmioty, których używali (nazywane relikwiami pośrednimi).

„Ciało”
Jedyne na świecie bezpośrednie relikwie św. Maksymiliana, to włosy z jego brody. Na początku II wojny światowej, kiedy gestapo w poszukiwaniu ukrywających się Żydów zaczęło przetrząsać także polskie klasztory, bracia z Niepokalanowa postanowili zgolić swoje brody. Wśród nich był także ojciec Kolbe. Klasztorny fryzjer schował sobie na pamiątkę pukiel Maksymilianowej brody, który stał się relikwią, dziś z najwyższym pietyzmem przechowywaną w Pabianicach.
Ciało ojca Maksymiliana spalono w krematorium w Auschwitz. Nie wiadomo, co się stało z jego prochami. Popioły krematoryjne Niemcy wywozili na pola uprawne, wrzucali do stawów, dołów, wyrobisk, a nawet przepływających w pobliżu obozu rzek: Soły i Wisły.
Przejmujący zestaw obozowych pamiątek po ojcu Kolbe stanowią mszał, kielich mszalny i część różańca. Autentyczność tych przedmiotów potwierdzili świadkowie – osoby, które je przechowały i tym samym ocaliły z czasów Auschwitz.

Mszał
Kojarzy się z grubą, ciężką księgą, zawierającą modlitwy używane podczas Mszy św. Ten mszał jest jednak inny. Relikwiarz, to niewielka skrzynka, wielkości dawnego pudełka na herbatę, wykonana z grubej miedzianej blachy. Na wieczku wytłoczono krzyż oraz napis: „Z obozu zagłady Auschwitz-Birkenau1940-1945”. Relikwiarz można otworzyć. Odkręca się dwie mosiężne śruby i wieczko skrzynki ustępuje. Wnętrze wyścielono białym lnem. W samym środku znajduje się małe wgłębienie o wymiarach 3 na 4 cm. Pod celuloidową przykrywką znajduje się mszał ojca Maksymiliana. Nie księga, ale gryps: pasek papieru o szerokości niewiele ponad 3 cm i długości około 20 cm, poskładany w harmonijkę, obustronnie – od brzegu do brzegu – wypełniony starannym ręcznym pismem. Litery są równe, kaligrafowane, czerwone i granatowe. Karteczka zawiera formularz łacińskiej mszy za zmarłych De Profundis: antyfony, modlitwy, teksty czytań, prefację i kanon – pełny zestaw tekstów, potrzebnych do sprawowania Eucharystii w przedsoborowym rycie. Mszał przypomina szkolną ściągę. Został tak opracowany, by można go było łatwo ukryć. Nie wiadomo, kto jest jego autorem. Można przypuszczać, że został przygotowany poza obozem, a na jego teren cudem udało się go przemycić.

Kielich
Mieści się w okazałym relikwiarzu, wykonanym z mosiądzu i stali: dwie sylwetki wychudzonych ludzi w obozowych pasiakach na wyciągniętych w górę rękach podtrzymują przeszkloną latarnię, w której znajduje się kielich. To naczynie znów odbiega od potocznych skojarzeń. Obozowy kielich wykonano z blachy. Jest wierną kopią, miniaturką kielicha mszalnego – ma około 7 cm wysokości i średnicę nie przekraczającą 3 cm. Poszczególne jego części – czaszę, nóżkę i podstawkę – można rozkręcić i osobno ukryć.
Ojciec Maksymilian używał mszalika i kielicha do Mszy św., którą odprawiał potajemnie w piwnicy bloku 14a. Przedmioty te rozpoznał i ich autentyczność potwierdził współwięzień ojca Kolbego ks. Konrad Szweda, który przeżył obozową gehennę. Jednak ocalenie tych cennych przedmiotów zawdzięczamy Franciszkowi Ptasznikowi – mieszkańcowi podoświęcimskiej Włosienicy, jak wielu okolicznych chłopów został przez hitlerowców przymuszony do pracy w obozie: codziennie zaprzęgał do wozu konia i przewoził to, co mu kazano, najczęściej materiały budowlane, potrzebne do rozbudowy Auschwitz. Podczas pracy stykał się bezpośrednio z więźniami. To jego upatrzyli sobie uwięzieni w obozie księża i poprosili go, żeby wywiózł za druty sprzęty używane do potajemnego sprawowania liturgii.

Różaniec
Trzecią pamiątką po ojcu Maksymilianie jest cząstka jego różańca, przechowywana w zaszkolnym pudełeczku, trzymany w dłoni figurki Maryi Niepokalanej. Różaniec przechował chorzowianin, Wilhelm Żelazny. Trafił do obozu jako nastolatek za działalność konspiracyjną. Tutaj podpadł jednemu z esesmanów. Niemiec przewrócił go na ziemię i deptał po klatce piersiowej, aż chłopakowi połamał żebra. Był konający, kiedy przyszedł doń ojciec Maksymilian. Wyspowiadał go i pocieszał, w pewnej chwili sięgnął za pasiak i wyjął kawałek różańca. „Ty jesteś młody, na pewno przetrwasz, weź go na pamiątkę i módl się na nim” – powiedział.
Żelazny przeżył. Z Oświęcimia przewieziono go do Katowic, potem w głąb Niemiec. Cudem trafił do armii polskiej na Zachodzie. Po wojnie wrócił do kraju. Maksymilianowy różaniec przechowywał jako rzecz najdroższą. Przed śmiercią przekazał go do kościoła św. Maksymiliana w Oświęcimiu.