Billboard

Zatrzymałem się na wiadukcie nad drogą ekspresową, żeby zrobić zdjęcie i znaleźć odpowiedź na nurtujące pytanie: dlaczego billboard z napisem „JEZU UFAM TOBIE!” mnie nie cieszy?

Po pierwsze dlatego, na tej samej tablicy przez ostatnich kilka tygodni różne, głównie ciekłego autoramentu biznesy wisiały, od piwnych po paliwowe. Ktoś przykrył je Jezusem. Za parę dni Jezusa znów zakleją jakieś promocje i rabaty. To trochę tak, jakby Komunię świętą można było kupić w markecie na półce z czipsami.

Po drugie dlatego, że hasło zostało wyrwane z kontekstu. Kontekst stanowi obraz Jezusa Miłosiernego, pieczętujacy objawienia siostry Faustyny. W pierwotnej wersji, która powstała w Wilnie, napis wykonano na metalowej tabliczce, którą przymocowano na dole ramy. Na wizerunku krakowskim napis został „wmalowany” w obraz. Napis i obraz są nierozłączne, komplementarne, nawzajem się uzupełniają i objaśniają. Sam napis, to tak, jak paszport albo dowód osobisty bez zdjęcia.

Po trzecie: ten wykrzyknik na końcu… Na tabliczce w Wilnie, po słowie „Jezu” jest przecinek. Ten znak interpunkcyjny pojawia się także w „Dzienniczku” tam, gdzie Faustyna pisze o obrazie (pkt. 47 i 327). Wykrzyknika nie ma nigdzie. Nie licząc tego nieszczęsnego billboardu. Bo wykrzyknik na końcu stawiają: rozpacz i gniew. Na obrazie, za napisem nawet kropki nie ma. Bo zaufanie, podobnie jak miłość, wyznaje się szeptem i zawsze jest ono kwestią otwartą, wciąż podejmowana na nowo.

Zrobiłem zdjęcie. Pojechałem dalej. Kiedyś wszystko było prostsze: Pan Jezus w kościele, a hasła kończące się wykrzyknikiem na wiecach pierwszomajowych. Dzisiaj wszystko się pobełtało. Nawet tego nie wiadomo, czy jednak nie powinienem się cieszyć z tego billboardu? Jeżeli nie z wewnętrznego przekonania, to chociaż „zawodowo”? Ale to nieszczere by było przecież…