Kuba

Lubił ogień i być blisko Jezusa. A kiedy umarł, sądy skazywały przestępców na pielgrzymkę do jego grobu.

Jakub po raz pierwszy spotkał Jezusa nad Jordanem, gdy przyszedł sobie posłuchać kazań Jana Chrzciciela. Do grona apostołów przystał dopiero wówczas, kiedy Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie i powołał dwie pary braci żyjących z rybołówstwa: Andrzeja i Piotra oraz właśnie jego i Jana.

Znamy rodziców Jakuba. Tata, to był Zebedeusz. Był przedsiębiorcą rybackim, być może także właścicielem zakładu szkutniczego, budującego łodzie. Mama – to Salome. Kiedy Jezus powołał Jakuba i Jana do grona apostołów, to ona też poszła razem z synami. Była w gronie kobiet pomagających Dwunastu, była obecna przy ukrzyżowaniu a potem wraz z Marią Magdaleną i Marią Kleofasową w niedzielny poranek pędziła do grobu, by porządnie namaścić ciało Jezusa, bo Józef z Arymatei i Nikodem w Wielki Piątek, to nawrzucali tylko tego zielska – mirry i aloesu – i zadowoleni.

Bracia, synowie gromu, a faktycznie Zebedeusza i Salome – Jakub i Jan.

Jakub oczywiście miała brata – Jana. Jezus zabierał ich obu – i Piotra – na górę Przemienienia, do domu Jaira, którego córeczkę przywrócił do życia oraz podczas modlitwy w Ogrodzie Oliwnym. Dał im nawet dziwną ksywkę – „Boanerges” – „Synowie Gromu”. Bo chłopaki strasznie się palili, żeby spalić ogniem i siarką niegościnne miasteczko samarytańskie oraz zobaczyć na własne oczy jak płonie i lega w gruzach Jerozolima.

Po Zesłaniu Ducha Świętego Janek zajął się pracą literacką, pisząc Ewangelię, trzy listy i Apokalipsę. Jakub ruszył w świat, żeby głosić Dobrą Nowinę. Dotarł nawet na Półwysep Iberyjski. Ale szału w odbiorze nie było, więc wrócił do Jerozolimy. Niepotrzebnie, bo gdy najwyższy kapłan się o nim dowiedział, to go wydał w ręce Heroda Agryppy – wnuka Heroda Wielkiego – tego, który mordował niewiniątka. Agryppa kazał Jakuba ściąć.

A potem są już same legendy. Wstępując na szafot miał w geście pojednania uścisnąć kata, który ledwo apostołowi głowę uciął, sam o chrzest poprosił, czym również na śmierć męczeńską sobie zasłużył.

Ciało Jakubowe ułożono w łodzi, którą zepchnięto w morze. Pomyślnymi gnana wiatrami dotarła na Półwysep Iberyjski, gdzie Jakub już raz działał. Z takim impetem łódź przybiła do brzegu, że ciało apostoła wypadło, a znalazłszy się na lądzie obrosło cudownie w kamień, który jednocześnie stał się sarkofagiem. Zaraz też pojawił się zastęp dzikich byków, które nikogo nie niepokojąc same z siebie ową skamielinę zaciągnęły na miejsce wiecznego spoczynku, do zamku pewnej księżniczki, która obaczywszy dziwny orszak z ujętym w sarkofag ciałem Jakuba najpierw kazała się ochrzcić, a potem w swoich dobrach grób mu urządziła.

Jakub miał się ukazać we śnie samemu Karolowi Wielkiemu i drogę do swego grobu mu ukazać. A gdy miejscowi stanęli do walki z Maurami, sam Jakub miał się zjawić na białym koniu i wojska chrześcijańskie skutecznie do boju poprowadzić. Jest to wdzięcznym tematem malarstwa w kręgach iberyjskich, przedstawiających Jakuba jako „Matamoros” czyli „Zabójca Maurów”.

I jeszcze jeden Matamoros. Autor się nie podpisał.

Z czasem miejsce pochówku Jakuba uległo zapomnieniu. Objawił je dopiero deszcz spadających gwiazd. Rola, na którą upadły, okazała się kryć relikwie apostoła. Więc nazwano ją Polem Gwiazd (Campus Stellae – Kompostella). A „Santiago” – to tyle, co „Święty Jakub”. Tak nazywa się również blisko siedmiomilionowa stolica Chile. Miejscowości o nazwie Stantiago są również na Kubie, w USA, Kolumbii oraz 14 innych krajach.

Miejscowości w Polsce, wywodzących swą nazwę od Jakuba, też jest bez liku. Samych kościołów pod jego wezwaniem można doliczyć się ponad 150. Sporo rodzimych nazwisk również wywodzi się od imienia apostoła (Jakubek, Jakubowicz, Jakubczyk, Jakubiec, Jakubowski, Jakubczak, Jakubik, Jakubiak i inne).

Jakubówki – tak nazywały się wczesne gruszki, dojrzewające już na świętego Jakuba. W Polsce już są prawie nieznane. Uprawia się je jeszcze w Niemczech i w Czechach. Słodkie. Do deserów i ciast.

Santiago de Compostella, jest trzecim – obok Rzymu i Jerozolimy – najważniejszym miejscem pielgrzymkowym chrześcijaństwa. Tych, co onegdaj wędrowali do Rzymu, nazywano „romario”, tych do Jerozolimy – „palmario”, tych do Santiago – „peregrino”. Od tego słowa pochodzi „peregrynacja”, „pielgrzymka” i „pielgrzym”.

W XIV wieku do Santiago przybywało nawet ponad 2 miliony pielgrzymów rocznie. Zdarzało się wówczas, że pielgrzymka do Santiago była efektem pokuty a nawet wyroku sądu, za niektóre przestępstwa.