Tańcowały dwa… Dawidy

A wyglądały… jeden duży, drugi mały.

Mały był wcześniej. W latach 30. XV wieku wyrzeźbił go Donatello w wypalanym brązie. Ma 158 cm wzrostu. Jest boso, choć na łydkach ma nagolenniki. Dalej – też jest „boso” – aż po samą głowę, na którą autor wcisnął mu dziwaczny hełm z wieńcem. Od Donatella komandosi uczyli się potem utykać maskujące badyle w hełmy. Dawid właśnie zakończył błyskawiczną potyczkę z Goliatem. Powalił go na ziemię kamieniem wypuszczonym z procy, zdekapitował dziada przy pomocy jego własnego miecza. I teraz stoi, postawiwszy lewą stopę na jego kudłatej głowie, opierając się przy tym o zdobyczny miecz. I nuci sobie pod nosem: „Twych wrogów położę jako podnóżek pod Twoje stopy…” (Ps 110,1).

Duży powstał z górą sześć dekad później. Przez pół wieku leżał zaklęty w bryle marmuru, którą porzucili budowniczowie florenckiej katedry. Uznali, że ma zbyt wiele skaz, że jeśli coś z niego się urzeźbi, to to coś się po prostu rozsypie. Michał Anioł, który wziął się do roboty w roku 1501 powiedział, że Dawid już tam był, w tym kamieniu. A on sam odłupał tylko to, co niepotrzebne, żeby go wydobyć na światło dzienne. Duży ma jest blisko trzykrotnie wyższy od małego. Mierzy 434 cm. I ukazany jest nie po walce z Goliatem, ale tuż przed nią. W lewej ręce trzyma rzemienie procy, a w prawej kamień, który za chwilę doń załaduje. Maksymalnie skoncentrowany, jakby obliczał odległość do Goliatowego czoła, w które ma wsadzić śmiercionośny pocisk. Aż mu żyły na dłoni nabrzmiały. No i – w przeciwieństwie do małego – ten jest już bosy aż po czubek głowy.

Dobra, niech będzie: nagi. Pamiętam taką lekcję religii, na której ksiądz katecheta opowiadając o biblijnym Dawidzie, pokazał nam jakiś album z czarno-białą fotografią (to połowa lat 70. ubiegłego wieku była), rogiem kartki papieru połowę tej nagości zasłaniając. Dawid Donatella był pierwszą w kulturze chrześcijańskiej rzeźbą, przedstawiającą nagiego mężczyznę. Michał Anioł poszedł z tą „bosością” za ciosem. Uwieńczeniem renesansowego upodobania dla nagości są jego malunki w Kaplicy Sykstyńskiej, a w szczególności ściana z „Sądem Ostatecznym”. Tutaj nagość tak obficie spływała, iż papież Paweł IV skłaniał się ku zniszczeniu dzieła. Sprawa oparła się aż o Sobór Trydencki, który zapłacił uczniowi Michała Anioła Danielowi z Volterry, by domalował jakieś szarfy czy płachty, które zakryłyby wyeksponowane intymności. Daniel wywiązał się ze swej misji na tyle skutecznie, iż do historii przeszedł z ksywą „Majtkarza”.

Brązowego nagusa Donatella można oglądać we florenckim Museo Nazionale del Bargello. Posąg Michała Anioła miał pierwotnie stanąć na znacznej wysokości, w rzędzie innych świętych postaci. Ale gdy się okazało, że taki śliczny jest, postanowiono postawić go na placu przed budynkiem Rady Miasta. W przyszłym roku minie 150 lat, jak na placu ustawiono kopię, zaś oryginał przeniesiono pod dach Galerii dell’Accademia. Głównie ze względu na gołębie.

Ostatnia ciekawostka: pozy obu Dawidów są dość podobne: ciężar ciała spoczywa na prawej nodze. Lewa – w przypadku Dawida Małego – opiera się o głowę Goliata albo – jak u Dużego – jest wysunięta w postawie „spocznij”. Plecy i kręgosłup są wygięte w kształcie litery „S”. Prawy bark jest niżej, niż lewy. Taki sposób upozowania postaci nosi miano „kontrapostu”. Ale to już nie Donatello ani Michał Anioł, ale starożytni rzeźbiarze greccy wymyślili, żeby te postaci nie stały, niczym sztywniaki jakieś nieporadne.

Piszę o tym w dniu, kiedy w kościele czyta się fragment I Księgi Królewskiej (1 Sm 17, 32nn), opisujący pojedynek Dawida i Goliata.

O walce Dawida z Goliatem pisałem również TUTAJ.