Chłopczyk z kieliszkiem

Janek urodę ma dziecięcą, a może nawet dziewczęcą. I prawie zawsze kieliszek trzyma w dłoni. Dlaczego?

Wizerunek jest nieco mylący, bowiem Janek ma na swoim koncie całkiem obfity dorobek literacki. Spod jego pióra wyszły: jedna z Ewangelii, Apokalipsa i trzy listy. Ewangelia zaczyna się tak samo, jak Księga Rodzaju „Na początku”- „Bereszit” po hebrajski i „En arche” po grecku. W jednym z listów Janek określa relację między do spraw boskich i ludzkich pomieścił takie słowa: kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4,20). Z Apokalipsy najbardziej lubię zdanie o tym, że trzeba się zdecydować i być albo zimnym albo gorącym, bo gdy się jest letnim, będzie się wyplutym (Ap 3,16 – dosłownie „wyrzyganym”, ale przecież nikt tego tak na język polski nie przetłumaczy). Święta prawda.

Janek trzyma w ręku kielich. Według tradycji jako jedyny z apostołów nie został umęczony, ale zmarł naturalną śmiercią jako podeszły wiekiem starzec. Nie oznacza to jednak, iż nie czyhano na jego życie. Legenda mówi, iż w czas prześladowań chciano go otruć śmiertelnie spreparowanym winem. Między ustami a brzegiem pucharu Janek pobłogosławił naczynie. Ów gest zneutralizował pomieszaną z winem truciznę, która niczym wąż wypełzła z kielicha. I z tego powodu na świętego Janka święci się wino, które w przekonaniu pobożnych, jest lekarstwem. A – jako, iż o skuteczności lekarstwa decyduje nie tylko jego skład, ale także sposób zażywania – Janek, choć namawia do spożywania, jednocześnie nawołuje – zapewne – do umiaru. Wszak sam Paracelsus twierdził, iż każda substancja jest jednocześnie i lekarstwem i trucizną, a skutki jej działania zależą od dawki.

„Męczeństwo św. Jana” Stefana Lochnera.

Młodość twarzy, zakrawającą nawet na dziewczęcość, Janek zawdzięcza kolejnej próbie, jakiej poddali go prześladowcy. W tym celu pod ogromną kadzią rozpalono ogień, aż zagotował się wypełniający ją olej. Do niego wrzucono Janka. Zamiast zginąć w męce okrutnej, Janek znalazł się w tej sytuacji niczym pączek w maśle. Wrzący olej nie tylko nie uczynił mu żadnej szkody, ale jeszcze odmłodził i w zupełności wygładzić jego skórę. Na pamiątkę tej apokryficznej historii w dawnych czasach obchodzono nawet liturgiczne wspomnienie „świętego Jana w Oleju”, przypadające 6 maja.

Gdyby Janka ktoś nie rozpoznał po naczyniu z alkoholem albo po delikatnej urodzie, na jego tożsamość może wskazywać jeszcze orzeł. To symbol zaczerpnięty ze starotestamentalnej wizji proroka Ezechiela. Jej bohaterów św. Hieronim przypisał czterem Ewangelistom: Mateuszowi – uskrzydlonego człowieka, Markowi – lwa, Łukaszowi – wołu, a naszemu Jankowi – orła. Bo jego Ewangelia jest najbardziej wzniosła i niesie nas na skrzydłach na wyżyny Bożych tajemnic. Zaś młodość Ewangelisty odnowiła się w tym nieszczęsnym oleju, jak młodość orła (Ps 103,5) – bo w starożytności istniało przekonanie, podobne do tego, o feniksie, że orły nie umierają, ale lecą na starość w stronę słońca, płoną, a z powstałych w ten sposób popiołów odradzają się na nowo.

Pietro Perugino: „Ukrzyżowanie” z Janem stojącym wraz z Maryją obok krzyża Jezusa (por. J 19,27).

Tylko w Ewangelii św. Jana znajdziemy historię o Łazarzu, którego Jezus przywrócił do życia (J 11). Ale to nie jedyna oryginalność. Tylko Jan opisuje przemianę wody w wino na godach w Kanie (J 2), rozmowę przy studni Jezusa z Samarytanką (J 4,1nn), uzdrowienie paralityka nad sadzawką Owczą (J 5) czy historię z „niewiernym” Tomaszem (J 20) oraz wiele innych epizodów i mów, których próżno szukać w pozostałych Ewangeliach.