Biblijny rzeczownik: WIEJADŁO

O tym tajemniczym narzędziu w ręku idącego po nim Jezusa opowiada Jan Chrzciciel w niedzielnej Ewangelii. Czym jest owo wiejadło?

To prymitywne narzędzie do oddzielania ziarna od plew. Ów proces, nazywany też „przewiewaniem”, dopełniał młockę. Boszsz – przecież dzisiaj nikt już nie wie, o co kaman. Więc wyjaśnijmy krótko. Wyobraź sobie, że:

Żyjesz w czasach biblijnych. Posiałeś pszenicę. Urosła, dojrzała. Przewiązujesz się czymś w rodzaju prześcieradła i idziesz w pole, uzbrojony w sierp – coś w rodzaju zakrzywionego noża na drewnianym trzonku. Lewą dłonią chwytasz garść pszenicznych ździebeł, sierpem trzymanym w prawej dłoni odcinasz je i wrzucasz do płachty, którą się przepasałeś. Potem to wszystko, co zebrałeś zrzucasz na klepisko. Klepisko, to kawałek ubitej ziemi, najlepiej na szczycie jakiegoś wzniesienia, gdzie jest przewiew.

Sanie młocarskie – odwrócone do góry nogami. Nogami? No dobrze, do góry dnem. Albo może spodem. W każdym razie widać te nabite ćwieki.

Kiedy już zżąłeś wszystką pszenicę, zaprzęgasz krowę albo nawet parkę krów do sań młocarskich. Tak, sań. Sanie, to kilka zbitych desek z zadartym przodem, jak u nart. Od spodu w deski wpite są metalowe ćwieki. Stajesz albo siadasz sobie na tych deskach, jak na sankach, popędzasz krowy, one cię ciągną, a te ćwieki wbite w sanie wyłuskują ziarna z kłosów, po których się wozisz. Tylko pamiętaj: gdybyś zobaczył, że krowa lubi od czasu do czasu się schylić i skubnąć sobie parę kłosów pszenicznych, żeby nie przyszło ci do wypełnionej skąpstwem głowy obwiązać jej mordę sznurkiem, bo tego zabrania Prawo Mojżeszowe!

Objeździłeś na sankach cały zbiór, wyłuskałeś ziarna. Ale masz to wszystko pomieszane ze słomą i z plewami, czyli omłot. Słoma – wiadomo – to te badyle, z których wyrastają kłosy. A plewy są maleńkimi listkami, które parami okrywały w części każde pszeniczne ziarenko. Ciesz się, że to pszenica, a nie owies, bo owsiane ziarenka całe są zakryte plewowymi listkami. Jak z tym zrobić porządek?

Na saniach młocarskich można umocować stołeczek. Krówki ciągną. Sanie młócą. A ty sobie siedzisz i filozofujesz.

Czekasz, aż zerwie się wiatr. Pamiętasz, miałeś wymłócić to zboże na klepisku, położonym na szczycie wzniesienia, żeby wiało. Gdy pojawi się wiatr, bierzesz do ręki wiejadło. Wiejadło – to drewniana łopata – taka trochę, jak do odśnieżania, ale nieco lżejsza. Może mieć ponacinane podłużne otwory. Wówczas będzie podobna do wideł albo niezdarnego widelca. Nabierasz tę mieszaninę plew, słomy i ziaren na wiejadło i rzucasz tym pod wiatr, wysoko, wysoko. Lżejsze plewy i słomę wiatr wydmucha. Badziewie spadnie ci na głowę. To nic. Bo na klepisko upadnie cięższe ziarno. Potem je sobie zgarniesz szuflą do korca, zabierzesz do domu albo na targ, żeby sprzedać. I po żniwach.

W przypadku Jana Chrzciciela: chodzi o to, że tak, jak wiejadło służy do oddzielania pożytecznego ziarna od zbytecznych plew i słomy, Jezus przychodzi oddzielić dobro od zła. Ciekawe jest to, że po hebrajsku święty, to „ha kodesz”. Dosłownie znaczy to tyle, co „oddzielony”.