Koprzywy

19 listopada obchodzony jest jako… Dzień Toalet. A zatem:

Mówi się, że pieniądze nie śmierdzą. To zdanie – pecunia non olet – w przecudnej łacinie wypowiedział rzymski cesarz Wespazjan do swego syna Tytusa, gdy ten zaczął wyśmiewać jego pomysł opodatkowania na rzecz państwa publicznych toalet. W czasach starożytnych urządzano je jako kamienne ławy z otworami, nad którymi siadano. Ławy były ustawione nad dołem kloacznym w czworobok. W ten sposób toaleta stawała się miejscem łączenia przyjemnego z pożytecznym: obywatel pozbywał się tutaj wewnętrznego ciężaru, zyskując w zamian najnowsze wieści, jakby korzystał z mediów lub serfował po internetach.
Podobno u króla Władysława Jagiełły można było najwięcej wskórać, gdy rano zasiadał na toaletowym tronie: specjalnym fotelu z dziurą w siedzeniu i podstawionym naczyniem oraz bogato zdobioną kapą, którą okrywano królewskie nogi i opuszczone portki. Król miał podobno w tych okolicznościach najłaskawsze usposobienie, do też skrzętnie wykorzystywali interesanci. A przesiadywał na „tronie” długo, bo lubił i musiał. Choć niektórzy oburzają się, że to tylko plotki i insynuacje są.

Przeciwieństwem Jagiełły był Franciszek Józef I. Ten z kolei preferował samotne przesiadywanie w miejscu, do którego udawał się piechotą. Niechętnego wszelkim nowinkom monarchę unieszczęśliwiono najpierw wodną instalacją, ułatwiającą spłukiwanie cesarskich piramid. A następnie jeszcze zamontowaniem w salonie, tuż obok, telefonu. Diabelski wynalazek pana Bella pewnego razu rozdzwonił się, gdy pan cesarz był akurat „w trakcie”. Natarczywe brzęczenie dzwonka telefonu tak poirytowało Franciszka Józefa, iż ów przerwał ceremonię rzucania brązem na porcelanę, nieubrany od pasa w dół podszedł do aparatu, podniósł słuchawkę i zdenerwowany zapytał:
– Czy nie wiecie, że jeszcze nie jestem fertig?

Nocnik, to naczynie do zbierania uryny w nocy. W zasadzie jest uniseks. Ale we Francji pojawiły się też nocniki damskie, z nieco bardziej ergonomicznym wykończeniem górnej części. Panie używały je nie tylko nocą. Zresztą krynoliny i mnogie warstwy halek i spódnic zapewniały wystarczającą dyskrecję gdziekolwiek. Przenośne urynały dla pań nazywano „bourdaloue”. A to ku czci francuskiego jezuity Luisa Bourdaloue, kaznodziei wersalskiego, który słynął z tyleż kwiecistych, co niezwykle długich kazań i mów. Dzięki owym naczyniom „ku uciesze dam” panie nie musiały opuszczać audytorium lecz mogły sprawić ulgę pęcherzom, nie uroniwszy przy tym ani słowa sławnego kaznodziei.

…olej smartfon, czytaj książki!

Edward Redliński zaraz na początku swojej „Konopielki” opisuje rustykalny poranek:
…jakby taki był, coby słyszał naraz ze wszystkich podwórzow, to on by posłyszał teraz w wiosce jeden wielki szum i pomyślałby: co to? Czy grad nadciąga i wiater wleciał do wioski? Czy deszcz zaszurał raptem po liściach? A może to wróbli wielko plago wlecieli w ogrody i szepoczo w trawie? Nie, to nie wiater, nie deszcz, nie wróbli. Taki, co słyszał ten szum, jakby on jeszcze do tego móg widzieć przez ściany i ciemno, taki zobaczyłby na progach i kamieniach czterdziestu gospodarzy(…), czterdziestu chłopa by zobaczył, jak stojo boso w gaciach i koszulach i szczo szparko, stromo w koprzywy pod płotem…

Wychodząc naprzeciw higienicznym problemom wsi przedwojenny premier Felicjan Sławoj Składkowski zainicjował program budowania wychodków – drewnianych budek z jednospadowym dachem, zaopatrzonych w siedzisko z otworem i drzwi z serduszkiem na podwórku – tak, by ludzkie zbędności mogły pomieszać się z materiałem kompostowym albo z odzwierzęcym obornikiem. Miało się to przyczynić do podniesieniu poziomu higieny, podwyższenia wartości odżywczej nawozów naturalnych oraz pozostawienia wreszcie w świętym spokoju koprzyw pod płotem.

Tak, że ten…

Zrazu w galicyjskich dworach, a następnie nawet w mieszczańskich kamienicach tudzież hotelach, przed ponad stu laty rozpowszechniły się przenośne toalety: obite aksamitem fotele z dziurą – a jakże – w siedzisku, pod którą podkładało się odpowiednie wiaderko. Mówiło się o nich wdzięcznie, iż to „fotele do wychodzenia na pole w domu”. Oczywiście poza Galicją mówiono, że służą do „wchodzenia w domu na dwór”.

Jeden z papieży (nie umiem znaleźć ani przypomnieć sobie który konkretnie) miał na starość problemy gastryczne. Więc opracowano specjalny ceremoniał, który obejmował – w razie nagłej potrzeby – wniesienie za ołtarz specjalnego fotela – wiadomo – z dziurą i parawanu, by Jego Świątobliwość mógł spokojnie usiąść, zrobić co potrzeba i wrócić do sprawowania liturgii. W tym czasie chóry śpiewały z tak anielskim uniesieniem, iż zebrani nawet niespecjalnie zauważali chwilowe zniknięcie głównego celebransa, a tym bardziej nie byli zainteresowani dociekaniem jego powodów.

Do wychodzenia na pole w mieszkaniu.

Robimy to na siedząco. A Rosjanie, Japończycy, Hindusi i w ogóle Azjaci preferują postawę w kucki. Mają więc toalety kucane (Ślązakom objaśniam: nie trzeba w nich kasłać). Podobno tak jest zdrowiej. Postawa w kucki dobrze robi jelitom, ułatwia, usprawnia i przyspiesza cały proces. I skraca – co ma znaczenie w przypadku toalet publicznych. Stanowią jedynie problem dla osób starszych, doświadczonych chorobami stawów oraz – oczywiście – nie potrafią zrobić „tego” bez czytania. Ja nie potrafię.

Szalet publiczny świetnie tłumaczy teorię względności Einsteina. Weźmy na przykład taka minutę: to dużo czasu, czy mało? Wszystko zależy od tego, po której stronie drzwi toalety w danym momencie się znajdujemy…

O którymś ze znanych aktorów chyba (Solski?) opowiadano taki dowcip: szedł raz spacerem przez krakowskie Planty. Jak w sam raz dwie panie szaletowe, co pobierały opłaty w podwawelskich publicznych toaletach siedziały sobie po pracy na ławeczce. Solski (niech będzie Solski), uchylił kapelusz i ukłonił się z uśmiechem jednej z nich.
– Znasz go? Wiesz kto to jest? – pyta na wdechu zazdrosna koleżanka.
– Znam. Srywa u mnie…


[przepraszam najmocniej, jeślim komu apetyt tym wpisem w ogóle a smak ostatnim dofcipem w szczególności popsuł, nie miałem takiego zamiaru; wszystkim zaś korzystającym dziś z toalet i podpłotowych koprzyw życzę: na zdrowie!]